Grzegorz Przebinda

Fikcyjna dwunastka w Eurazji

Wpływ wojny z Irakiem na dezintegrację Wspólnoty Niepodległych Państw

rys. Mirosław Owczarek

Ostatnie dwa miesiące to trzeci etap rozkładu Wspólnoty Niepodległych Państw. Dwa pierwsze miały miejsce podczas wojny na Bałkanach i po 11 września 2001 r., gdy znaczna część krajów wchodzących w skład WNP wcześniej i energiczniej aniżeli Rosja zdecydowała się na poparcie działań USA w Afganistanie. To, co teraz będzie łączyć nieliczne państwa wspólnoty, należy już do dziedziny ekonomicznej. Dowodem jest ostatnie spotkanie w Petersburgu.

Narodziny Wspólnoty Niepodległych Państw zbiegły się co do dnia z pogrzebem Związku Radzieckiego. 8 grudnia 1991 roku Stanisław Szuszkiewicz, Borys Jelcyn i Leonid Krawczuk w imieniu Białorusi, Ukrainy i Rosji – ongiś państw-założycieli Związku Radzieckiego – ogłosili akt rozwiązania ZSRR. Na jego miejsce powołano od razu do życia nowy twór, WNP, w celu rozwoju współpracy między niedawnymi republikami sowieckimi na płaszczyźnie politycznej, ekonomicznej i kulturalnej. 21 grudnia 1991 roku przystąpiły do niej Armenia, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgizja, Mołdawia, Tadżykistan, Turkmenia i Uzbekistan, podpisując w ówczesnej stolicy Kazachstanu Deklarację Ałmacką. W 1993 r. do WNP dołączyła – jako dwunasta – Gruzja. Zdecydowanie zaś odmówiły udziału w jakichkolwiek wspólnotach postradzieckich państwa nadbałtyckie: Litwa, Łotwa i Estonia.

Od początku nie było jasne, czy powstaje „związek” zaspokajający niewygasłe ambicje imperialne Rosji i dający poczucie „bezpieczeństwa” dawnym republikom radzieckim, czy też może jakaś nowa polityczno-ekonomiczna konfederacja w Eurazji, która stawi czoło NATO i Unii Europejskiej.

Ukraina i Białoruś wobec wojny

20 marca 2003 roku współpracownik Żyrinowskiego, deputowany Dumy Aleksiej Mitrofanow, który przed paroma laty proponował zrzucenie „niedużej bomby atomowej” na Czeczenię, powiedział w Dumie: – Moglibyśmy jak Chochłowie (tak na ogół Rosjanie określają lekceważąco naród ukraiński) wysłać do Iraku swój batalion. Oni zajęli stanowisko. A my mamy taktykę Primakowowską – ani z Arabami, ani z Amerykanami.

Werchowna Rada Ukrainy rzeczywiście już pierwszego dnia wojny wyraziła zgodę na wysłanie do Bagdadu batalionu obrony chemicznej. Można było w tym widzieć pragnienie rehabilitacji w oczach Ameryki, która zarzucała wcześniej Kuczmie, iż dostarcza broń Irakowi. Jednak prezydent Ukrainy musiał się także, ze względów polityczno-ekonomicznych, liczyć z Moskwą. Gdy więc ambasador USA w Kijowie oznajmił, iż „Ukraina zwracała się oficjalnie do Waszyngtonu o uznanie jej za członka koalicji antyirackiej”, otrzymał natychmiast ripostę ukraińskiego MSZ w duchu Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wysłanie do Iraku batalionu chemicznego, odpowiadano, to jedynie „forma uczestnictwa w wysiłkach światowej społeczności na rzecz przywrócenia stabilności i pokoju w Iraku”. Podobne lawirowanie Kuczmy między Putinem, ONZ a Bushem będzie miało jeszcze parę etapów.

Podczas pierwszych tygodni wojny milczał jak zaklęty prezydent Białorusi Łukaszenka, który wcześniej obiecywał azyl Saddamowi. Wiadomo, że oficjalny Mińsk był najbardziej prosaddamowski spośród wszystkich członków WNP, Rosji nie wyłączając. Stąd zapewne pojawi się potem informacja, iż obalony prezydent Iraku mógł nawet schronić się na Białorusi. Po upadku Bagdadu milczenie Łukaszenki przypominało już milczenie Saddama. Czyżby więc Białoruś en bloc zachowała się w obliczu wojny z Irakiem bardziej honorowo aniżeli Francja i Niemcy?

Przecież tylko w Mińsku – odwrotnie niż w Paryżu i Berlinie – prezydenckie poparcie dla Saddama było łagodzone akcjami społecznymi, nawołującymi do obalenia bagdadzkiej dyktatury. Nie ulega też wątpliwości, że hasło „Husajn musi odejść” oznaczało na Białorusi w podtekście pragnienie odejścia Łukaszenki... Wielu z nas pamięta podobne analogie po trzynastym grudnia 1981 r. w Polsce, gdy „Jaruzelskiego” zastępowano na opozycyjnych plakatach „Pinochetem”.

Tadżykistan i Armenia

Podczas wojny z Saddamem – już pierwszego dnia konfliktu, rankiem 20 marca – sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Władimir Ruszajło wezwał państwa wspólnoty, które podpisały traktat o bezpieczeństwie zbiorowym, aby „wypracowały wspólną pozycję w związku z kryzysem wokół Iraku”. Umowę podpisały Armenia, Białoruś, Kazachstan, Kirgizja, Rosja i Tadżykistan. I właśnie ta szóstka wystąpiła najbardziej otwarcie przeciwko amerykańskiej interwencji. Przypadek najbardziej odosobniony stanowi, bez wątpienia, Tadżykistan, który musi się liczyć z opinią Rosji ze względów militarno-politycznych.

Z kolei kontakty ormiańsko-rosyjskie mają na celu energetyczną integrację obu państw. W połowie kwietnia odbyła się w Erewanie wstępna konferencja w związku z zaplanowaną przez NATO na czerwiec sesją naukową „Cooperative Best Effort – 2003” w ramach programu Partnerstwo dla Pokoju. Udział w niej potwierdzają przedstawiciele sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Oznacza to, iż Rosja po raz pierwszy weźmie, być może, udział w przedsięwzięciu północnoatlantyckim, przeprowadzanym na terenach Zakaukazia.

Bez „wojny cywilizacji”

Pierwszym krajem należącym do WNP, który zabrał głos po rozpoczęciu działań wojennych w Iraku, była środkowoazjatycka Kirgizja. Jest to państwo liczące 5 mln obywateli, z których większość wyznaje islam w wersji sunnickiej. MSZ Kirgizji oznajmiło 20 marca, że baza lotnicza USA w Biszkeku nie zostanie wykorzystana do celów wojskowych w Iraku.

Uzbekistan – sąsiad Kirgizji – też ma na swym terytorium antyterrorystyczną misję międzynarodową. Kraj ten jest również zamieszkany przez większość sunnicką. Po 11 września 2001 r. Kirgizja i Uzbekistan należały do największych sojuszników USA. Obecnie – zarówno przed wojną, jak i w jej pierwszej fazie – ich drogi się rozeszły. Taszkient bowiem ogłosił najpierw potrzebę militarnego rozbrojenia Iraku, a potem poparł Amerykę podczas inwazji.

Kazachstan – zdecydowanie największy obszarowo spośród wszystkich państw wspólnoty (2717,3 tys. km kw.) – patrzył na wojnę z punktu widzenia interesów ekonomicznych. Obawiał się, nie bez racji, że po obaleniu Husajna spadnie poziom atrakcyjności kazachskich złóż ropy. A są one od 1991 roku podstawą gospodarki narodowej. Z ekonomicznych przyczyn, ale odwrotnie niż Kazachstan, widziano wojnę w Azerbejdżanie. Baku ogłosiło 31 marca, iż jest gotowe do udostępnienia Amerykanom swych baz wojskowych i przestrzeni powietrznej. Tym sposobem Azerowie zrezygnowali z partnerstwa strategicznego z Turcją, mając nadzieję na różnorakie amerykańskie rekompensaty, w tym przede wszystkim na pomoc w budowie rurociągów oraz eksploatacji złóż gazu i ropy.

W postawie islamsko-sunnickich państw należących do WNP wobec wojny w Iraku czynnik religijny nie miał żadnego znaczenia. Tak samo jak sunnicki Azerbejdżan wojnę z Saddamem poparła prawosławna Gruzja.

Nie sprawdziły się obawy, iż nastąpi teraz „wojna cywilizacji”. Jedynie w samej Federacji Rosyjskiej, w Baszkirii, najwyższy mufti Talgat Tadzuddin wezwał do świętej wojny z USA. Zaraz jednak został potępiony przez Radę Muftich Rosji, a prokuratura Baszkirii postawiła mu nawet zarzut ekstremizmu religijnego.

Kto do Europy, kto do Azji?

Postawę najbardziej powściągliwą i milczącą zajęły Mołdawia i Turkmenia, dwa kraje leżące na antypodach fikcyjnej już WNP. Mołdawia ogłosiła w pierwszym dniu konfliktu, iż „Rada Bezpieczeństwa ONZ jako organ kolektywny, ponoszący główną odpowiedzialność za zachowanie pokoju i bezpieczeństwa, zdoła odnaleźć sposób na pokojowe załatwienie kryzysu irackiego”. Tym samym Republika Mołdawii potwierdzała swą chęć wyjścia z WNP i wolę dołączenia – w nieodległej przyszłości, za Rumunią – do struktur Unii Europejskiej.

Turkmenia, zarządzana przez Saparmurada Nijazowa, wydała dwa sprzeczne oświadczenia. W rozmowie z ministrem spraw zagranicznych Holandii prezydent Turkmenii powiedział, iż jego kraj „popiera linię wybraną przez USA”. W rozmowie z irańskim prezydentem w Teheranie z kolei mówił: „Jesteśmy przeciwko wojnie z Irakiem”. Można sądzić, iż wojna ta w żaden sposób nie obchodziła i nadal nie obchodzi satrapy Nijazowa, ponieważ ma on inne, ważniejsze problemy – jak choćby ochrona licznych pomników własnych w azjatyckiej republice.

„Gazprom” – ogniwo łączące

Niektórzy ideolodzy w Rosji próbowali skonstruować „pakt antyamerykański” Federacji Rosyjskiej wespół z niektórymi krajami WNP i z Chinami. Andranik Migranian mówił o „ukaraniu Uzbekistanu”. Faszystowsko-komunistyczna gazeta „Zawtra” zaapelowała, aby „odciąć Putinowi wszelkie drogi do USA”. Eurazjata Aleksander Dugin nawoływał do stworzenia „kontynentalno-lądowego związku Rosji, Francji, Niemiec i Chin”. To są naturalnie tylko puste słowa, ale tak samo nie sprawdzą się żadne plany uformowania z części krajów wchodzących w skład WNP „koalicji proamerykańskiej”. Ci bowiem, którzy byli i są za USA – jak Gruzja, Azerbejdżan, częściowo Uzbekistan – już się dawno opowiedzieli. Inni zaś – jak Kirgizja, Armenia, Kazachstan – będą nadal poszukiwać „trzeciej drogi” między Rosją, Chinami a Iranem.

To, co teraz będzie łączyć nieliczne państwa wspólnoty, przynależy już do dziedziny ekonomicznej. Cztery kraje – Rosja, Ukraina, Białoruś i Kazachstan – sygnowały traktat o strefie wolnego handlu i o wspólnej przestrzeni gospodarczej. Do akcji przystąpił też Gazprom, który podpisał długoterminowe umowy o współpracy energetycznej z Kazachstanem, Tadżykistanem i Kirgizją. To już jednak nie zdoła uratować WNP. Rosja zaś, która utraciła już nieodwołalnie status światowego mocarstwa, będzie teraz poszukiwać swego miejsca jako potęgi między Chinami a Europą.