Grzegorz Przebinda

Rosyjskie lektury Jana Pawła II

Wojtyła czyta Dostojewskiego i Sołżenicyna

fot. GRZEGORZ GAŁĄZKA

Sołżenicyn pozostaje pod wpływem historycznych uprzedzeń intelektualistów rosyjskich w stosunku do Watykanu.

Jan Paweł II jest wypróbowanym przyjacielem prawosławia i mądrym sympatykiem kultury rosyjskiej – o czym dziś, niestety, nie wie nawet proeuropejska inteligencja w Rosji. Chcę opowiedzieć o rosyjskich lekturach papieża z Polski, a przede wszystkim o jego intelektualnym spotkaniu z dziełem Fiodora Dostojewskiego i Aleksandra Sołżenicyna. Z tych papieskich „rosyjskich czytań” i przemyśleń wynikają bowiem ważne nauki dla dzisiejszej Ukrainy, Rosji i Polski; dla całej europejskiej przestrzeni – w ideowym sensie – od Lizbony aż po Władywostok.

W stosunkach prawosławnych i katolików Europy zbyt często mamy do czynienia z nienawiścią, zakorzenioną w „złej historii”. Wspomnijmy Aleksandra Newskiego, w połowie XIII w. księcia Perejasławia i Nowogrodu. To jeden z głównych świętych prawosławia moskiewskiego w średniowieczu. W 1248 r. był dwukrotnie wzywany przez papieża Innocentego IV do uznania zwierzchnictwa Rzymu. Jednakże książę Aleksander, staroruski pogromca Szwedów i Krzyżaków, dał wysłannikom papieża zwięzłą odprawę: „A od was nauki nie przyjmiemy”. Ma więc dzisiaj Newski wiele prawosławnych świątyń: w Pskowie i Nowosybirsku, w Paryżu i w Łodzi.

Pamięć o świętym rycerzu z jeziora Pejpus została przechowana przez moskiewską Cerkiew i przez inteligencję rosyjską. Niestety, bywa to często pamięć zatruta, rodząca nienawiść i do Polaków, i do Stolicy Apostolskiej. „Lud prawosławny” zorganizował na początku kwietnia 2002 r. w Pskowie i Nowosybirsku gwałtowne akcje antykatolickie, powołując się na „błogosławioną tradycję” Aleksandra Newskiego.

Władze Pskowa na wniosek tamtejszego prawosławnego arcybiskupa zatrzymały budowę prawie już wykończonej świątyni katolickiej. Podobna „prawosławna akcja” miała miejsce w Nowosybirsku, który stał się niedawno stolicą katolickiej diecezji. Paramilitarna Drużyna Aleksandra Newskiego przerwała tu nawet mszę katolicką i w obliczu śmiertelnie wystraszonych wiernych – w tym kobiet i dzieci – zapowiedziała dalsze protesty „przeciwko ekspansji katolicyzmu na tradycyjnie prawosławne rosyjskie ziemie”.

Dostojewski o Watykanie i o Polsce

Fiodor Dostojewski, „okrutny talent” Rosji, był zarazem szczerym nieprzyjacielem rzymskiego papiestwa i polskich marzeń o niepodległości. Nic też nie mogło przerazić go bardziej niż fakt zjednoczenia obu tych „sił piekielnych”, Rzymu i Polski. Łagodny książę Lew Myszkin z Idioty raz tylko wpada we wściekłość – wtedy gdy wykrzykuje pseudoprawosławne myśli o „istocie papiestwa”: „katolicyzm rzymski jest nawet gorszy od samego ateizmu, takie jest moje zdanie! Ateizm głosi tylko nicość, a katolicyzm idzie dalej: głosi Chrystusa sfałszowanego, zakłamanego i zbezczeszczonego, Chrystusa biegunowo przeciwnego! Głosi Antychrysta. Według mnie, katolicyzm nie jest nawet wiarą, tylko po prostu kontynuacją Zachodniego Imperium Rzymskiego. Papież zagarnął ziemię, tron ziemski i ujął miecz w rękę; od tego czasu wszystko też tak idzie, tylko do miecza dodano kłamstwo, oszustwo, fanatyzm, przesądy, łotrostwo, wszystko sprzedano za pieniądze, za podłą władzę świecką. Czyż to nie jest nauka Antychrysta?” (tł. Jerzy Jędrzejewicz).

Tak myślał o łacińskim Rzymie fikcyjny Myszkin i sam Dostojewski. Jego antypapieskie wypowiedzi na łamach Dziennika pisarza do dziś przeszkadzają w porozumieniu chrześcijańskich ludów w Europie.

Papiestwo zjednoczone z Rzeczpospolitą Polską miało stanowić według Dostojewskiego śmiertelne zagrożenie dla całego słowiańskiego świata. Gdy więc po śmierci Piusa IX pojawiły się w Europie pogłoski, że tron watykański może objąć polski kardynał Mieczysław Halka Ledóchowski, Dostojewski wpadł w popłoch, a jego rozpacz – nolens volens – była także wyrazem solidarności z rządami państw zaborczych.

Zapisywał przeto w Dzienniku pisarza: „Sama już wiadomość o kandydaturze Ledóchowskiego jest niewątpliwie polskiego pochodzenia, bowiem jedynie lekkomyślna głowa polskiego zagranicznego agitatora może uwierzyć serio, że rzymskie konklawe, pełne tak subtelnych umysłów, byłoby zdolne zblamować się wybraniem Ledóchowskiego – przecież wiadomo, że nowy papież nie robiłby nic innego, tylko zajmowałby się restytuowaniem «ojczyzny», a nie rzymskiej i wszechświatowej władzy papieży”. Dostojewski nie wiedział zresztą, co byłoby gorsze – „ziemska władza papieża” czy „restytucja wolnej Polski”.

Papież wobec Dostojewskiego

Obecny gospodarz Watykanu w czasach krakowskich pilnie studiował Idiotę i uznał powieść za dzieło wielkie, może nawet za największy z utworów Dostojewskiego. Można tu odnaleźć fragmenty niezwykłej urody, gdy Myszkin występuje nie w komicznej roli „antywatykańskiego epileptyka”, lecz jako obrońca humanistycznej Europy i zarazem apologeta „ludzkiego Boga” chrześcijan. Dobry Myszkin umie czytać z twarzy każdego człowieka, bywa śmieszny w towarzystwie, jako że nigdy nie kłamie, ani też nie posiada ukrytych celów, nie wstydzi się mówić o uczuciach. Łzy, jeśli się u niego pojawiają, oznaczają smutek, a śmiech księcia jest wyrazem dziecięcej radości. Jednym celnym zdaniem potrafi umiejętnie ocenić każdego. Osądza czyny złe, ale nie posuwa się nigdy do potępienia złoczyńcy i heroicznie ufa w jego nawrócenie. W tym sensie „metoda Myszkina” – tak przecież bliska personalistycznemu światopoglądowi i postawie Jana Pawła II – zachowała swą aktualność.

Gdy Myszkin przywołuje postać prostej pobożnej Rosjanki, zapowiada poniekąd chrześcijański i paneuropejski humanizm Wojtyły, niepozbawiony elementów „ludowości”: „Tak jak matka się cieszy, kiedy zobaczy pierwszy uśmiech swego dzieciątka, tak też samo Pan Bóg odczuwa radość, kiedy zauważy z nieba, że grzesznik przed nim pada na kolana i modli się całym sercem, całą duszą. Powiedziała mi to baba, wyraziła w tych mniej więcej słowach taką głęboką, taką subtelną i prawdziwie religijną myśl, w której zawarła się cała istota chrześcijaństwa, czyli całe pojęcie o Bogu jako o naszym Ojcu i o radości, jaką Bogu sprawia człowiek, podobnie jak ojcu sprawia radość rodzone dziecko – najważniejsza myśl Chrystusa”.

Jan Paweł II odwołuje się często do tej dobrej strony twórczości autora Idioty i Braci Karamazow. 8 listopada 1981 r. na zakończenie kolokwium Wspólne korzenie chrześcijańskie narodów Europy powiedział: „Pragnę przypomnieć ostatni gest i ostatnie słowa wielkiego Słowianina, bardzo związanego z Europą, Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego, który zmarł przed stu laty 28 stycznia 1881 r. w Petersburgu. Ten wielki człowiek, zakochany w Chrystusie, napisał: (Biesy). Przed śmiercią kazał przynieść i czytać sobie Ewangelię, która towarzyszyła mu w bolesnych latach więzienia na Syberii. Potem przekazał ją swoim dzieciom”.

Gdy papież znad Wisły głosi wytrwale potrzebę zbudowania „Europy od Atlantyku aż po Ural”, z „jej paneuropejską tradycją humanizmu, obejmującą Erazma, Kopernika i Dostojewskiego”, to interesuje go wyłącznie „Dostojewski-ewangelista”. Zdołał on bowiem przewidzieć konsekwencje, jakie w Europie XX w. wywoła skierowany przeciw Bogu „sekularyzm”. „Sekularyzm” ów to – podług papieża – ideologia, której wyznawcy myślą i żyją tak, „jak gdyby Bóg nie istniał” (Veritatis splendor, 88). 13 sierpnia 1991 r. w homilii w Krakowie Jan Paweł II mówił: „Dla człowieka przy końcu XX stulecia program brzmi: «Żyjmy tak, jak gdyby Bóg nie istniał». Jednak jeśli Bóg nie istnieje, wszystko wolno – stwierdził już Dostojewski. Jesteśmy poza dobrem i złem – dopowiada Nietzsche. Kiedy wiek XX zbliża się ku końcowi, mamy za sobą doświadczenia aż nazbyt wymowne i straszliwe, które świadczą o tym, co w rzeczywistości oznacza ten nietzscheański program. Ku czemu idziemy, żyjąc tak, jakby Bóg nie istniał?”.

Głos Sołżenicyna

16 października 1993 r., gdy chrześcijański świat obchodził 15-lecie pontyfikatu, jedyną osobą przyjętą przez Jana Pawła II za Spiżową Bramą był Sołżenicyn. Papież znał opozycyjną kulturę rosyjską, wyrosłą zarówno z humanistycznego Oświecenia, jak i z prawosławnego chrześcijaństwa. Czytał teksty Andrieja Sacharowa i Aleksandra Sołżenicyna z podziwem dla ich postawy moralnej. Spore wrażenie wywarła na nim lektura tekstu Żyj bez kłamstwa (1974), w którym Sołżenicyn twierdził, iż komunizm obumrze dopiero wtedy, gdy ludzie przestaną uczestniczyć w zbiorowym łgarstwie.

Pisarz od lat występował przeciwko wywodzącej się z ateistycznego pnia Oświecenia ideologii, która – odzierając człowieka z wszelkich uczuć transcendentnych – traktowała go zarazem jedynie jako śrubkę gigantycznego mechanizmu społecznego. Zdaniem Sołżenicyna, ten „nieokiełznany humanizm” dążący w kierunku materializmu otworzył drogę dla ateistycznego socjalizmu i komunizmu. Niedoskonały, a nawet egoistyczny i zawistny człowiek został tu uznany za miarę wszystkich rzeczy. Bardzo podobne treści i krytyczne diagnozy można odnaleźć w pismach Jana Pawła II. Papież i Sołżenicyn pozostają tu w zgodzie z główną intuicją Dostojewskiego.

Słowiański spór

Nie wszystkie jednak spory i dyskusje Jana Pawła II z Rosją i jej pisarzami toczą się na tak wysokim „transcendentnym poziomie”. Dowodzą tego problemy poruszane podczas wspomnianego spotkania papieża z Sołżenicynem. Tematem rozmowy było męczeństwo chrześcijan pod jarzmem komunistycznym, upadek komunizmu, sytuacja w Rosji i potrzeba jej rechrystianizacji, wreszcie stosunki między Kościołem katolickim a prawosławiem.

„Sołżenicyn – jak mówiła Irina Iłowajska-Alberti, organizator i świadek tej rozmowy – przy całym swoim ogromnym szacunku dla Jana Pawła II, którego uważa za największego człowieka naszych czasów, pozostaje jednak pod wpływem zarówno historycznych uprzedzeń intelektualistów rosyjskich w stosunku do Watykanu, jak też i pewnych fanatycznie antykatolickich tendencji dzisiejszej emigracji rosyjskiej. Co więcej, uważa Rosję za kraj wyłącznie prawosławny i praktycznie nic nie wie o relacjach pomiędzy katolicyzmem a prawosławiem. Toteż w rozmowie wysuwał zarzuty – nie w stosunku do papieża, lecz wobec Kościoła katolickiego – że w ciągu wieków Kościół ten patrzył z góry na prawosławie jak na jakąś gorszą religię, a dzisiaj po upadku komunizmu, próbuje ekspansji na tereny Rosji mianując biskupów i wysyłając misjonarzy”.

Ze świadectwa Iłowajskiej wynika, że wypowiedzi papieża wywarły na Sołżenicynie spore wrażenie. Jan Paweł II przypomniał o swych inicjatywach i dokumentach w związku z milenium chrztu Rusi Kijowskiej, których Sołżenicyn nie znał. Potem wyjaśnił, iż postawa dialogu Kościoła katolickiego wobec Cerkwi ma swe źródła i inspiracje w dokumentach Vaticanum II. Sołżenicyn, który nic nie wiedział nawet o Soborze (!), musiał się zgodzić z papieżem, gdy ten przypomniał, że „w Rosji żyją liczni katolicy, Polacy i Litwini, Ukraińcy i Niemcy, rozproszeni na skutek deportacji – szczególnie w czasach stalinowskich – po całym terytorium Rosji. Kościół katolicki pragnie im jedynie zapewnić opiekę i posługę duszpasterską”.

Ukraina i Białoruś

Jan Paweł II w swej dyskusji z Sołżenicynem występuje nie tylko jako dziedzic Vaticanum Secundum, lecz także jako spadkobierca idei litewsko-ukraińsko-polskiej Rzeczpospolitej Wielu Narodów. Rosjanie, Sołżenicyna nie wyłączając, często zarzucają tej tradycji ekspansjonizm wobec Rosji i prawosławia. Mają tutaj swe racje, gdy np. odwołują się do działań „króla jezuity” Zygmunta III Wazy i do udziału Polski w dwóch dymitriadach na Moskwę na początku XVII w. Kość niezgody stanowi także unia brzeska 1596 r.

Sam Sołżenicyn nie odróżnia jednak tej białorusko-ukraińskiej Rusi od Rosji. Gdy więc mówi o dawnych konfliktach polsko-rosyjskich, bezustannie miesza do tego sprawy ukraińsko-białoruskie. Pisze, iż „w poprzednich stuleciach będąca w rozkwicie, silna, pewna siebie Polska podbijała i gnębiła nas”, czyli Rosję. Zarzuca Polsce, iż między XIV a XVI wiekiem włączyła w stan swego posiadania Ruś Halicką i Podole, a po unii lubelskiej 1569 r. Podlasie, Wołyń i Ukrainę, następnie był pochód na Rosję Stefana Batorego, oblężenie Pskowa, stłumienie kozackiego powstania Nalewajki, wojny Zygmunta III, byli też dwaj samozwańcy na tronie rosyjskim, miało miejsce zdobycie Smoleńska, pochód Władysława IV, stłumienie powstania Chmielnickiego. To wszystko, o czym mówi Sołżenicyn, w istocie „było”, tyle że większość z jego „katalogu polskich win” odnosi się nie do Rosji, lecz do ruskiej Ukrainy i do ruskiej Białorusi, które na dodatek należały wtedy – i to całkiem legalnie! – do Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Papież odwołuje się więc w swym nauczaniu do tolerancji religijnej tej Rzeczpospolitej i stale podkreśla, że na obszarze ówczesnej Polski i Litwy dokonało się znacznie przerastające mentalność epoki porozumienie ludów w Europie Wschodniej i Środkowej. Polemizuje przy tym z Sołżenicynem. W przemówieniu do Konferencji Episkopatu Polski, w Warszawie 9 czerwca 1991 r., powiedział: „Wiemy, na ile przez stulecia całe te obszary były nie przedmiotem – jak napisał w jakiejś broszurce Sołżenicyn – kolonizacji polskiej, ale były terenem wspólnego państwa, wspólnej Rzeczpospolitej. Commonwealth polsko-litewsko-ruski. Te narody dążą do swojej autonomii, do swojego samostanowienia, swojej własnej podmiotowości, także politycznej. My się z tego cieszymy. Cieszymy się z tego rozwoju, z tego dojrzewania sąsiadów na wschodzie”.

W odniesieniu do przeszłości widać tu wyraźną idealizację, jednakże dokonała się ona w dobrym uwspółcześniającym stylu Cypriana Kamila Norwida („Przeszłość jest to dziś”) i idącego jego śladami Jana Pawła II. Ukraińcy pewnie by się nawet obruszyli za ten „Commonwealth polsko-litewsko-ruski”, ale chodzi tu wyraźnie o poparcie dla niepodległości Ukrainy. Taki właśnie pogląd, potwierdzony w 1993 i 2001 r. podczas podróży na niepodległą Litwę i Ukrainę, stanowi istotną składową europejskiego ekumenizmu papieża. Opowiada się on głośno za litewskim, białoruskim i ukraińskim dążeniem do samostanowienia. To jest właśnie papiesko-polskie uzupełnienie „wielkoruskiej metafizyki” Dostojewskiego i Sołżenicyna. Po uznaniu zaś religijnej, kulturowej i politycznej tożsamości Białorusi i Ukrainy znika najważniejszy fundament sporu Polski z Rosją. Polska wcale dziś nie chce „stanąć na miejscu Rosji w świecie słowiańskim”. Tym bardziej nie chce tego Watykan.

Jakie piękno zbawi świat?

Na zakończenie rozważań o fascynacjach Jana Pawła II twórczością Sołżenicyna i Dostojewskiego przywołam ideę „aktywnej pięknodobroci”, która objawiła się w Idiocie w osobie i ideologii księcia Myszkina. „Potęga dobra schroniła się w naturze piękna” – powiada Jan Paweł II właśnie w kontekście Dostojewskiego w swym liście do artystów z 4 kwietnia 1999 r. i dodaje w duchu pisarza: „entuzjazmu potrzebują ludzie współcześni i jutrzejsi, ażeby podejmować i przezwyciężać wielkie wyzwania jawiące się już na widnokręgu. Dzięki niemu ludzkość po każdym upadku będzie mogła wciąż dźwigać się i zmartwychwstać. W tym właśnie sensie powiedziano z proroczą intuicją, że «piękno zbawi świat»”.

Ale jaki świat? Odpowiedzmy w zgodzie z duchem Karola Wojtyły. Musi to być „świat nowy”, z wolnymi i niepodległymi Polską, Ukrainą, Białorusią i Litwą, a także z demokratyczną Rosją. Czyż ten świat nie będzie o niebo piękniejszy aniżeli ten, o którym marzył Dostojewski? Tu w powadze będą się odbywać msze zarówno prawosławne, jak i katolickie, bez interwencji jakichkolwiek Drużyn Aleksandra Newskiego.