Grzegorz Przebinda

Moskwa nie ma zamiaru rezygnować z amerykańskiego partnerstwa

Rosja wobec wojny z Irakiem

rys. Tomasz Niewiadomski

Gdyby obecna inwazja na Irak dokonywała się przed 11 września 2001 roku, Rosja zareagowałaby na ten krok znacznie bardziej gwałtownie, niż czyni to dzisiaj. Po 13 września 2001 roku stanowisko rządu Rosji wobec spodziewanego wkroczenia Amerykanów do Afganistanu było na początku nieprzychylne. Musiało upłynąć kilka dni, nim Rosja oficjalnie poparła Amerykę, wobec działań której wcześniej często wyrażała oburzenie.

To wtedy chyba zrozumiano w Moskwie – jeżeli uznamy, że nie była to tylko taktyka przyjęta w związku z wojną w Czeczenii – iż Amerykanie walczą nie z Afganistanem, lecz z terrorystami spod znaku al-Qaidy. Czy są dzisiaj w Federacji Rosyjskiej tacy politycy, którzy uznaliby oczywistość faktu, iż wojna Ameryki z Irakiem stanowi tylko drugi etap walki z terroryzmem światowym, mającym podstawy swej ideologii w fundamentalistycznym pojmowaniu Koranu?

Militaryzm faszystów, antyamerykanizm komunistów

Na pewno nie zrozumie tego Władimir Żyrinowski, odwieczny lider Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji. Już we wrześniu 2001 roku proponował, aby jego kraj przyłączył się do talibów i tym samym rozpoczął „wojnę piętnastoletnią” z USA – oczywiście aż do ostatecznego zwycięstwa. Wódz „liberalnych demokratów” mówi: – Dzisiaj, 20 marca 2003 roku, umarła Organizacja Narodów Zjednoczonych. ONZ, stworzona pół wieku temu do podtrzymywania pokoju, nie zdołała tego pokoju zachować. Runęło wszystko to, co było tworzone po 1945 roku jako bariera dla świata zachodniego. Jesteśmy uczestnikami wydarzenia historycznego – runął system światowy, a wkrótce w ślad za nim nastąpi upadek Ameryki.

20 marca 2003 roku Żyrinowski nawoływał, aby Rosja wypowiedziała wojnę Ameryce, przyłączyła się do Saddama i rozpoczęła – dodajmy, że bez jakiejkolwiek już współpracy z Niemcami i Francją! – budowanie nowego, bardziej przestronnego domu dla ludzi rosyjskich: – Dzisiaj w nocy zburzono ostatecznie powojenny model świata. Trzeba teraz zapomnieć o wszystkich umowach z lat dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych ubiegłego stulecia i żyć już podług formatu trzeciej wojny światowej, która rozpoczęła się dzisiaj w nocy na terytorium suwerennego Iraku – twierdził. Czy rzeczywiście chodzi tu o Irak? Bynajmniej – ma to być początek „geopolityki Lebensraumu” Żyrinowskiego, który chce zapewnić chłopcom rosyjskim więcej przestrzeni życiowej.

Nieco bardziej łagodna w kontekście apelu Żyrinowskiego wydaje się reakcja Giennadija Ziuganowa, lidera komunistów Rosji po 1991 roku. Z jednej strony, bije on na alarm z powodu „zmian na geopolitycznej mapie świata”: – Przyczyny rozpoczętej wojny są oczywiste. USA rwą się ku władzy nad światem, dążą do tego, aby za wszelką cenę zapewnić sobie szczęśliwość własną. Śmierć i cierpienia innych narodów nie są tu brane pod uwagę. Zainicjowane przykrawanie geopolitycznej mapy świata rozpoczyna budowę nowego porządku światowego podług amerykańskiego scenariusza. Ziuganow przepowiada prędkie ukaranie winnych: – Rozpętawszy agresję przeciwko Irakowi, kierownictwo polityczne USA, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii dokonało ciężkiego przestępstwa przeciwko światu i ludzkości. To do nich powinny być zastosowane w całej pełni wszelkie środki, przewidziane przez prawo międzynarodowe i przepisy ONZ – uważa. Lider KPFR nawołuje do koalicji Rosji z Niemcami i Francją oraz z Chinami, aby „kontynuować poszukiwanie dróg wyjścia z powstałego kryzysu”. Nie zauważył w rozpędzie, iż dwa wspomniane państwa europejskie po rozpoczęciu wojny z Husajnem systematycznie łagodzą swe dawne pozycje i nie dążą już do stworzenia utopijnej osi Moskwa – Paryż – Berlin. Chcą przecież wziąć udział w spodziewanym i być może nawet prędkim podziale łupów w Iraku.

Najważniejsza jest jednak ostatnia teza Ziuganowa, a może raczej jego „apel obywatelski” do rodaków. Krytykuje w nim „kapitulancką pozycję” rosyjskiej Dumy Państwowej: „Wzywamy obywateli Rosji, aby odpowiednio ocenili antynarodową postawę tych deputowanych Dumy Państwowej, którzy w owych tragicznych dla losów świata czasach tchórzliwie uchylają się od przyjęcia przez parlament rosyjski odpowiednich decyzji co do umocnienia narodowego bezpieczeństwa Rosji”.

Geopolityka co do minuty

Polska i Europa winny pamiętać, że Rosja w 2003 roku nie jest wcale jednorodna ani też nadmiernie konsekwentna w tym, co głosi i czyni wobec Zachodu, Ameryki i świata. Nie wszystko też, na szczęście, podporządkowuje u siebie i na zewnątrz ludobójczej wojnie czeczeńskiej. Poza tym inne były strategiczne cele Federacji Rosyjskiej przed wojną z Irakiem, a inne stały się już po inwazji. Przed atakiem Rosja sprzeciwiała się tej interwencji z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chciała wzmocnienia pozycji Ameryki w bardzo ważnym dla siebie roponośnym regionie. Po drugie, miała z Saddamem swe własne porachunki, a mam tu przede wszystkim na myśli jego 8 miliardów dolarów długu wobec Federacji Rosyjskiej. Dzisiaj już wiadomo, że tych pieniędzy nikt Rosji nie zwróci, a to, czy Ameryka uzyska przewagę w ważnym strategicznie regionie, w najmniejszym już stopniu nie zależy od Moskwy. Dobrze zdają sobie z tego sprawę najwyżsi przedstawiciele struktur władzy wykonawczej i ustawodawczej Federacji Rosyjskiej. Mam tu na myśli przede wszystkim prezydenta Władimira Putina, podporządkowany mu rząd oraz Dumę, czyli niższą izbę parlamentu. Ta ostatnia zna dokładnie swoje miejsce w systemie prezydenckim Rosji, mówi i głosuje więc prawie zawsze tak, jak pragnie Putin. Niekiedy nawet wyprzedza jego życzenia.

Wymiar lokalny, wymiar globalny

Warto teraz prześledzić, jak bardzo ostrożnie – ale przecież w sposób przemyślany i wyjątkowo konsekwentny – zareagowała Rosja na wprowadzenie dywizji Busha do Iraku w czwartek, 20 marca o godz. 3.50 (zarówno w Moskwie, jak i Bagdadzie była wtedy 5.50). Premier Michaił Kasjanow o godz. 8.37 czasu środkowoeuropejskiego ogłosił, że „Rosja ubolewa, iż kryzys iracki jest rozwiązywany środkami wojennymi bez decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ”. O tej godzinie świat wiedział już o proteście Chin (7.58), Francji (8.23) oraz Iranu (8.30). O 9.16 poinformowano w Moskwie, że „oczekiwane jest ogłoszenie stanowiska Putina dotyczące wojny w Iraku”. O 10.01 wysoki rangą przedstawiciel władz Wojenno-Morskiej Floty Rosji oznajmił, iż „w rejonie Zatoki Perskiej nie ma rosyjskich okrętów wojennych”. Nim o godz. 12.01 przemówił Putin, miały jeszcze miejsce cztery wydarzenia o znaczeniu strategicznym dla regionu oraz dwa o wymiarze lokalnorosyjskim, równie zresztą ciekawe.

Przeciwko wojnie zaprotestowały Indie (10.31), Turcja (11.28) oraz Liga Krajów Arabskich (11.35), a Kirgizja ogłosiła, że tutejsze wojskowe bazy USA nie będą uczestniczyć w wojnie z Irakiem. Ze sfery lokalnej trzeba przywołać stanowisko rządu FR, który o godz. 10.13 ogłosił, iż „nie zamierza zamrażać kont irackich”, oraz wypowiedź ambasadora Iraku w Moskwie Abbasa Hałafa. Powiedział on, mając widocznie jakieś ku temu powody, iż „Irak na razie nie potrzebuje ochotników z Rosji”... Co ciekawe, podobni wolontariusze in spe pojawili się w tym samym czasie na Białorusi. Agencja Interfax informowała, powołując się na Ambasadę Iraku w Mińsku, iż zgłosiły się tu setki „białoruskich obywateli”, którzy chcieliby natychmiast wyjechać do Bagdadu, aby walczyć po stronie Saddama... Strategiczną zadumę w Moskwie musiała wzbudzić w tym kontekście wypowiedź prezydenta Gruzji Eduarda Szewardnadze (13.04), iż jego państwo „popiera akcję USA w Iraku” i udostępni Amerykanom swe lotniska, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.

Mówi Putin

Prezydent Putin tymczasem – a stało się to dopiero o godz. 12.02 – zażądał „natychmiastowego wstrzymania operacji USA w Iraku”: „Wojskowa akcja przeciwko Irakowi to wielki błąd polityczny. Mówiłem już o humanitarnym aspekcie sprawy. Jednakże nie mniejszą troskę budzi także niebezpieczeństwo zburzenia ustalonego systemu międzynarodowego bezpieczeństwa (...) Jeżeli dopuścimy, aby prawo międzynarodowe było zastępowane przez prawo pięści – według którego silny zawsze ma rację i prawo do wszystkiego, a przy wyborze środków do osiągnięcia własnych celów nie jest niczym ograniczony – wtedy zostanie zakwestionowana jedna z podstawowych zasad prawa międzynarodowego: zasada nienaruszalności suwerenności państwowej”.

Jak widać, i Putin, i Rosja – ciągle uwikłane w nieludzką wojnę w Czeczenii – nie chcą uznać propagowanej na Zachodzie od czasów wojny bałkańskiej „zasady ograniczonej suwerenności państwowej”. Naturalnie, tylko w sytuacji, gdy jakieś państwo dokonuje zbrodni na swych obywatelach. Ponieważ jednak Rosji nikt za to nie groził i nie grozi, to i Putin łagodził pod koniec ostrość swej wypowiedzi. Stwierdził, iż Rosja jako stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ proponuje powrót do dyskusji o możliwościach pokojowego i dyplomatycznego sposobu wcielenia w życie rezolucji nr 1441 w sprawie rozbrojenia Iraku. Chodziło mu o przywrócenie sytuacji sprzed wojny, tak aby zachować nie tylko „pokój na świecie”, lecz również „suwerenność i integralność terytorialną Iraku”.

Powrót do partnerstwa

O godz. 15.44 pierwszego dnia wojny minister spraw zagranicznych Rosji Igor Iwanow oznajmił światu, iż Rosja oraz USA „nadal pozostają partnerami, a nie przeciwnikami”: – Konieczna jest dla nas kontynuacja dialogu z USA, aby wojna nie spowodowała ciężkich skutków dla wszystkich, w tym również i dla samej Ameryki.

W wielu kwestiach irackich Ameryka i Europa Zachodnia mają zdanie zupełnie inne aniżeli Rosja. Wypowiedź Putina co do „integralności Iraku” należy oczywiście do sfery wishfulthinking. Zakłada ona bowiem dalsze panowanie Saddama, bo niby kto miałby bronić takiej integralności? Poza Saddamem chyba tylko Bush...

A może – co bardziej prawdopodobne – jakaś koalicja państw zwycięskich, do których już teraz chciałaby się dopisać i Rosja? Zapewne właśnie dlatego jej kolejne oficjalne wypowiedzi co do Iraku zawierają żądania, aby i Moskwa miała swój udział w podziale łupów powojennych. Minister Iwanow, występując w sobotę na spotkaniu Rady do spraw Polityki Zewnętrznej i Obronnej, powiedział, iż „Rosja będzie bronić swych praw w Iraku”. Po kilku godzinach dodał, że „okupacja Iraku bez rezolucji ONZ będzie nielegalna”. Putin z kolei zauważył roztropnie, iż wojna w Iraku zagraża istnieniu Wspólnoty Niepodległych Państw. Strata to jednak, dodajmy, nie aż tak wielka – WNP już od dawna ma charakter dekoracyjny.

Ropa i wybory do Dumy

W pierwszych rosyjskich reakcjach na wojnę przejawiał się mocno aspekt ekonomiczny. W rosyjskiej telewizyjnej Jedynce, odbieranej na terenie całej FR i odzwierciedlającej opinię prezydenta i rządu, zwracano uwagę na problem ropy naftowej i jej ceny na rynku światowym. Przypomnijmy, iż Rosja żyje przede wszystkim z eksportu surowców. Im przeto wyższa cena ropy, tym lepiej dla budżetu. Moskiewskie „Izwiestija” już 20 marca zastanawiały się, czy „rezultatem wojny z Irakiem nie będzie krach OPEC”: „Do odbudowy przemysłu naftowego Iraku i zagospodarowania nowych źródeł surowcowych potrzeba 20 – 30 mld dolarów. Analitycy dopuszczają, iż po otrzymaniu tych środków przede wszystkim od USA, nowe władze Bagdadu mogą naruszyć umowy z OPEC i rozpocząć wojnę dumpingową”. Wot gdie sobaka zaryta – na polach naftowych Iraku. Czy można się więc dziwić, że Rosja już dzisiaj chciałaby wywierać wpływ na tworzenie tego „przyszłego rządu irackiego”?

Prędkie i zwycięskie dla demokracji zakończenie tej wojny byłoby korzystne dla wszystkich, naturalnie prócz Husajna i arabskich fundamentalistów. Jeżeli zaś ta wojna będzie trwać za długo, to i w Rosji będą systematycznie dochodzić do głosu ugrupowania skrajne, bliskie Żyrinowskiemu i Ziuganowowi. Byłoby to bardzo groźne dla tego rozległego kraju, szczególnie w obliczu wyborów do rosyjskiej Dumy Państwowej, które mają się odbyć 14 grudnia tego roku. Odważę się stwierdzić, że szybkie zdobycie Bagdadu przez Amerykę powinno wspomóc także samą Moskwę. Pod warunkiem, że zechce być w pierwszej dekadzie XXI stulecia jedną ze stolic Europy. Ale to nie jest jeszcze pewne – droga do tego wiedzie bowiem poprzez zakończenie ludobójczej wojny przeciwko Czeczenom.