Grzegorz Przebinda

LITERATURA: O nowych przekładach Czesława Miłosza,
Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Ryszarda Kapuścińskiego

Nasi w Moskwie i Petersburgu

Z Rosji przychodzą niekiedy do Polski również dobre wieści. Po „pierestrojkowym” okresie posuchy w kontaktach literackich ostatnio nadszedł chyba czas odwilży, zwiastującej – miejmy chociaż taką nadzieję – jakieś nowe przedwiośnie.

Wielkim wydarzeniem w dziejach naszych spotkań literackich stała się w 1998 roku publikacja w petersburskim wydawnictwie Wsiemirnoje Słowo „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza w tłumaczeniu i z filologicznymi objaśnieniami Swiatosława Swiackiego, z przedmową Czesława Miłosza i z trafiającymi w sedno poetyckiego obrazu ilustracjami Józefa Wilkonia.

Mickiewicz i poeci XX wieku

W zeszłym roku wyszła w Rosji przygotowana przez Natalię Astafjewą i Władimira Britaniszskiego antologia „Poeci polscy XX wieku”. Dwa obszerne tomy opublikowane przez petersburskie wydawnictwo Aletheia zawierają wiersze 89 polskich poetów – od Leopolda Staffa do Jacka Podsiadły. Znalazły się w niej zarówno utwory Juliana Tuwima, Bolesława Leśmiana, Antoniego Słonimskiego, Juliana Przybosia, Anatola Sterna, Kazimierza Wierzyńskiego, Aleksandra Wata i Władysława Broniewskiego, jak i Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej i Tadeusza Różewicza; a także młodych, trzydziesto- czterdziestolatków, jak Marcin Świetlicki, Paweł Marcinkiewicz, Bronisław Maj, Jan Polkowski.

Edward Balcerzan napisał w „Nowej Polszy” (nr 12/2000) o odkrywczym – również dla polskich czytelników i historyków literatury – charakterze tej rosyjskiej antologii: „Subiektywność wyboru, osobiste gusta tłumaczy, ich zainteresowanie twórczością tych, co nie są uznawani na salonach mody, dyktowanej przez polskie środki masowego przekazu (np. Włodzimierz Słobodnik, Jan Wyka, Jan Śpiewak, Marian Jachimowicz) – wszystko to budzi zaufanie dla twórców antologii”.

Te dwie edycje wyszły na światło dzienne nie bez polskiego organizacyjnego udziału – recenzentem wydawniczym rosyjskiego „Pana Tadeusza” był prof. Ryszard Łużny (zmarły w 1998), a antologia polskich poetów została sfinansowana przez Polski Fundusz Literatury ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP. Dzięki niestrudzonemu Jerzemu Pomianowskiemu jesienią 1999 roku gościła w Warszawie i Krakowie liczna grupa rosyjskich „polskich tłumaczy”, którzy przyjmowali stosowne medale w Ministerstwie Kultury i poszukiwali funduszy na swe przyszłe z gruntu niekomercyjne edycje translatorskie. Szczególnie owocna, jak się dzisiaj okazuje, była wizyta w krakowskiej Willi Decjusza i rozmowa z doktorem Albrechtem Lemppem. Jako uczestnik tamtego spotkania chciałbym wyrazić osobistą radość, że już dziś zaowocowało ono edytorską materializacją wspomnianej powyżej antologii polskich poetów.

Polska „Inostrannaja Literatura”

Wydawany w Rosji od 1891 roku miesięcznik „Literatura Zagraniczna” kilkakrotnie w swych ponadstuletnich dziejach musiał zmieniać nazwę, stosownie do politycznych okoliczności. Określał się więc jako „Zwiastun Literatury Zagranicznej”, jako „Literatura Światowej Rewolucji” albo „Literatura Internacjonalna”...

Obecny tytuł posiada od czasów odwilży Chruszczowa, gdy stał się dla czytającej Rosji czymś w rodzaju literackiego okienka na świat – sposób i jakość uchylenia tego lufcika, warunkująca zarazem chude i tłuste lata miesięcznika, znów zależała od klimatu politycznego. Dzisiaj w skład Międzynarodowej Rady pisma wchodzą m.in. Czyngiz Ajtmatow, Janusz Głowacki, Günter Grass, Milan Kundera, Kenzaburo Oe, Umberto Eco, a rosyjską Społeczną Radę Redakcyjną zasilają: Siergiej Awierincew, Wasilij Aksionow, Wiktor Jerofiejew.

Wydany w 2000 roku sierpniowy numer miesięcznika w swej głównej części, zatytułowanej Gwiazdozbiór polski, publikuje wiersze Szymborskiej w przekładzie Asara Eppela, fragmenty Pieska przydrożnego Miłosza w tłumaczeniu Walentyny Kułaginej-Jarcewej, Białą noc miłości Herlinga-Grudzińskiego w przekładzie Aleksieja Michiejewa. Fragmenty Hebanu Kapuścińskiego przetłumaczył Siergiej Łarin, wyjątki z Matka odchodzi Różewicza znów Eppel, Mrożka Moją autobiografię Siergiej Makarcew, a Pilcha parę rozdziałów z Bezpowrotnie utraconej leworęczności i opowiadanie Tokarczuk Numery – Ksenia Starosielska.

Mamy tu jeszcze nowelę filmową Kieślowskiego Przypadek w przekładzie Stełły Tonkonogowej oraz wzięty ze zbioru Sex Wars esej Lema (chyba najpopularniejszego w Rosji polskiego pisarza) w tłumaczeniu Jurija Czajnikowa... Dobrze, że tak wiele tych nazwisk pisarzy i tłumaczy.

Kto zechce, może to wszystko w Rosji czytać – pismo Inostrannaja Literatura ukazuje się tutaj w nakładzie ponad 13 tysięcy egzemplarzy, z czego prawie cztery trafia do bibliotek Federacji i niektórych krajów właśnie dogorywającej Wspólnoty Niepodległych Państw.

Anty-Dostojewski i anty-Czechow?

Rosyjski konstruktor tego literackiego polskiego gwiazdozbioru miał dobry gust i rękę. Wszystko czyta się jednym tchem od deski do deski.

Żaden z naszych autorów nie uległ na szczęście pokusie „wypimpiszenia”, o której powiada Miłosz w „Piesku przydrożnym”: „Polski prozaik, poeta, reżyser jakże często sadzi się na udziwnianie i głębię, bo tak wypada, zważywszy że musimy robić miny wobec Zachodu i udawać, że stać nas na obalenie autorytetów, beznadziejność, poczucie absurdu, postmodernizm i tak dalej. Wypimpiszonego twórcę poznaje się po braku autentyzmu i prostoty, czyli po zapożyczonych smaczkach stylu”.

Poniżej odważę się wygłosić kilka prywatnych opinii o Herlingu, Kapuścińskim i Miłoszu, wyłącznie jednak po to, żeby ich wpisać – choćby szkicowo – w rosyjski ideowy kontekst. Miłosz, co widzi każdy, od dawna zmaga się uparcie z Fiodorem Dostojewskim. Poświęcone autorowi Biesów stronice Ziemi Ulro należą do najbardziej wnikliwych w literaturze światowej. Niedawno Miłosz tak oto mówił w wywiadzie dla Więzi (nr 3 z 2000 r.): „Trwoga Dostojewskiego o przyszłość Rosji należy do jego mesjanizmu rosyjskiego. To są poglądy imperialisty i mesjanisty rosyjskiego, wrogie niektórym narodowościom. Wrogie katolicyzmowi i tym nacjom, które katolicyzm – w jego świadomości – reprezentują, to jest Polakom i Francuzom. Dlatego dzisiaj trzeba szczególnie uważać z tą sprawą. Imperialista rosyjski może bowiem znaleźć u Dostojewskiego dość materiału do najbardziej wariackich przedsięwzięć”.

Święta racja!... Ale ma też swoje racje Jan Gondowicz, gdy widzi pokrewieństwo metafizycznego świata Miłosza – wytrwale budowanego także w Piesku przydrożnym i ostatnim zbiorze poetyckim To – z nagłym „zachwyceniem bytem”, jakiemu ulegali niektórzy bohaterowie Dostojewskiego... Może nie tyle prawosławny nacjonalista książę Lew Myszkin, co raczej Alosza Karamazow i święty starzec Makary Dołgoruki z powieści Młodzik. Ale najważniejsze, co łączy Pieska przydrożnego ze światem pragnień autora Braci Karamazowów, to nieodparta chęć pokonania historycznego czasu i obrona własnego osobowego „ja” przed kosmicznym Molochem. Z Pieska przydrożnego : „Kiedyś zdawało mi się, że wystarczy sama świadomość, żeby uniknąć powtórzenia, to jest takiego samego losu jak los innych śmiertelnych. Cóż za nonsens. A jednak samo oddzielenie świadomości od ciała, przyznanie jej czarodziejskiej mocy – że wystarczy wiedzieć, żeby zaczarować – to nie jest takie głupie”.

Gustaw Herling-Grudziński jest obecny w tym rosyjskim zbiorze poprzez „Białą noc miłości”, fabularne studium psychologiczne fikcyjnego Łukasza Klebana, znanego w Europie starego reżysera teatralnego, który w osiemdziesiątej piątej jesieni życia traci na zawsze wzrok. Główna część akcji toczy się u schyłku XX wieku w Londynie i w Wenecji, dokąd reżyser przyjeżdża na operację oczu, żeby ostatecznie oślepnąć na stole operacyjnym. Tracąc fizyczną zdolność widzenia, bohater potrafi ożywić w prywatnej pamięci swe młode lata w Siedlcach, Warszawie i Grodnie, wówczas już włączonym do ZSRR. Wiele tu wątków rosyjskich, sporo nawiązań do Antona Czechowa, Iwana Turgieniewa, „Białych nocy” Dostojewskiego. Znany włoski lekarz okulista, który w opowiadaniu partaczy operację, wcześniej wyleczył – naturalnie również w utworze Herlinga – żonę Andrieja Sacharowa... W „Białej nocy miłości” widać kunszt pisarza, jego umiejętność budowania napięcia, psychologiczną głębię postaci, frapujące podróże bohaterów w czasie i w przestrzeni, zakorzenienie narratora w rosyjskiej i europejskiej kulturze.

A jednak jest w tym utworze coś z gruntu zbędnego, mnie na przykład skutecznie odrywającego od pasjonującej lektury. W prowadzonych z Włodzimierzem Boleckim Rozmowach w Neapolu Herling-Grudziński powiada, że to jego opowiadanie, jak wiele innych, ma swą tezę dydaktyczną czy też morał. Miało ono być krytyką metody twórczej wielkiego Czechowa, który w sztukach teatralnych niepotrzebnie wykorzystywał strzelbę do rozwiązywania egzystencjalnych problemów swych postaci. Po drugie, powiada Herling, opowiadanie ukazuje w negatywnym kontekście samego Łukasza Klebana, który uległ pokusie estetyzmu i zmarnował swe długie życie na fałszywym ołtarzu sztuki... Pisarz ma oczywiście prawo do interpretacji własnych utworów, a i jego teza jest bardzo szczytna. Jednak te fragmenty opowiadania, gdzie autor porzuca spokojną narrację na rzecz dyskursu dydaktyczno-estetycznego, sprzyjają tylko udziwnianiu utworu – w sposób zupełnie niezamierzony osłabiają „literaturę” w imię „literackości”. Ironiczną „strzelbą” Herlinga ma być np. pewna nimfomanka w wieku balzakowskim, asystentka nieszczęsnego okulisty, której nadmierny apetyt seksualny legł u źródeł niepowodzenia medycznego przedsięwzięcia (zagapiła się biedna podczas podawania narzędzi...). Podobna krytyka Czechowa przez Herlinga nie jest, przyznajmy, ani nadmiernie subtelna, ani przekonująca. Biała noc miłości, jak Diabeł Lwa Tołstoja, ma dwa różne epilogi – znowu niezamierzony hołd Herlinga dla „literackości”... Ale i tak, na szczęście, w opowiadaniu polskiego pisarza piękna literatura wygrywa z ową przybłędą-literackością. Cieszy się przeto z zaświatów sam Wasilij Rozanow, który serdecznie nie lubił, gdy życie stawało się zanadto literackie.

Pod koniec 2000 roku moskiewskie wydawnictwo MIK wydało tom opowiadań Herlinga-Grudzińskiego „Gorący oddech pustyni” wraz z powieścią teatralną Biała noc miłości – jako pierwszy z zapowiadanej obszernej serii Biblioteki „Nowej Polszy”.

Szlakiem wielbłądzicy-matki

Chciałbym wierzyć, że publikacja przez Inostranną Literaturę fragmentów z Hebanu Kapuścińskiego zapoczątkuje modę na tego pisarza w dzisiejszej Rosji. Któż inny jeszcze bowiem umiałby z takim współczującym mistrzostwem opisać udrękę ludów Czarnej Afryki, poddanych żelaznym prawom geografii i klimatu? Gdy czyta się stronice Hebanu opowiadające, w jaki sposób potężni i pomniejsi czarownicy mogą wpływać na życie plemion w zachodniej Ugandzie, człowiek nieomal na własnej skórze odczuwa, że to wcale nie bajki i tam rzeczywiście tak bywa.

Miłosz powiedział ongiś, że dla poety najbardziej użyteczna bywa „perspektywa gąsiora”. Powołał się przy tym na Cudowną podróż Selmy Lagerlšf, która przedstawia latającego gąsiora w podwójnej roli: „Jest on tym, który leci nad ziemią i ogarnia ją z góry, a zarazem widzi ją w każdym szczególe, co może być metaforą powołania poety”. Kapuściński wybrał dla siebie szlak wykształconego reportera, który umie podążać „szlakiem wielbłąda” ku następnej studni na martwej pustyni. Świetnie zna dzieje tego obszaru „geograficznej Afryki”, który chce opisać, ale żeby odczuć jego dzień dzisiejszy i przenieść tę swą żywą wiedzę w przestrzenie europejskie, przemierza pieszo za tutejszą karmicielką-wielbłądzicą setki – a może i tysiące – pustynnych kilometrów... Któż lepiej niż Rosjanie – o których Piotr Czaadajew powiedział, że są jako nomadowie w wielkim stepie – zrozumie sens takiej wędrówki? Na pewno dobrze ją pojmą czytelnicy Dżana Andrieja Płatonowa.

Marzę o tym, aby Ryszard Kapuściński stworzył swą kolejną po Imperium (1993) książkę o Rosji – i aby z takim samym mądrym współczuciem jak w Hebanie na nowo opisał niedole i dole przynajmniej kilku małych narodów współczesnej Federacji Rosyjskiej, choćby Tunguzów, Czukczów, Dołganów, Chantów i Mansów... Tym bardziej, że po rozpadzie ZSRR rzecz nie ogranicza się już do kwestii stosunku Rosjan do owych małych etnosów. Okazuje się, że w takiej na przykład Jakucji (Republika Sacha) ongisiejszą funkcję Rosjan przejęli sami Jakuci, traktując pogardliwie swych mniejszych sąsiadów – Ewenków, Ewenów i Jukagirów.