Grzegorz Przebinda

Lekarstwo na powierzchowny ateizm

W 1998 roku Rosja nie zapomniała o sześćdziesiątej rocznicy urodzin Wieniedikta Jerofiejewa (1938-90), autora kultowego poematu prozą «Moskwa – Pietuszki». Na moskiewskim Dworcu Kurskim odsłonięto i obficie skropiono gorzałką pomnik podróżny artysty, wyobrażający go z walizką wypchaną po brzegi flaszami.

Czyż to nie on powiedział, że wszyscy uczciwi ludzie w Rosji pili, a za najbardziej haniebną porę życia swego ludu uznawał ciągnące się jak wieczność godziny między brzaskiem a otwarciem sklepów monopolowych? A więc Rosjanin – wieczny pijak, sympatyczny łazęga ze Wschodu, który odda wszystko za niepodrobiony denaturat, nasz przyjaciel Wienia, co to niechybnie da się poklepać po ramieniu i pozwoli zaciągnąć pod pierwszą z brzegu budkę z piwem, najlepiej ostankińskim lub żygulowskim?

Smutny przed, smutny po

Młody Jerofiejew wychowywał się w domu dziecka. W latach 1956-58 studiował na wydziale filologicznym Uniwersytetu Moskiewskiego, skąd go jednak relegowano za chroniczną nieobecność na zajęciach wojskowych. Potem był ładowaczem cementu, milicjantem i kierownikiem skupu butelek. Pracował dorywczo jako murarz, drogowiec i monter sieci telefonicznych, dużo pił. Któż z nas nie potwierdzi, że najważniejszym fragmentem poematu «Moskwa – Pietuszki» jest przepis na sentymentalną nalewkę „Łza komsomołki”, złożoną z lawendy, werbeny, wody kolońskiej Las, lakieru do paznokci, płynu do płukania ust i lemoniady?

Opublikowany po polsku obszerny tom prozy Wieniedikta Jerofiejewa «Dzieła prawie wszystkie» nieco przeczy utrwalonemu u nas obrazowi pisarza. Potwierdza się zaś to, co mówili o Jerofiejewie jego dobrzy znajomi. Wieniczka lubił się zachowywać jak arystokrata, przeto nigdy, ale to nigdy, nie był pijany w sztok. Chamskie opilstwo było dla niego tym samym co – pardonnez le mot – mieszczańska trzeźwość, której ze szczerą wzajemnością nienawidził. Tak jak na trasie Moskwa – Pietuszki liczyła się sama jazda, a z obu krańcowych stacji czyhały na bohatera te same śmiertelne pułapki, podobnie w realnej alkoholicznej przestrzeni pożądany był stan Wiecznego Podchmielenia jako złoty środek między Scyllą opilstwa a Charybdą trzeźwości... I jako jedyne lekarstwo na ból spełnienia i ból niespełnienia... Z filozoficznej powiastki «Wasilij Rozanow w oczach ekscentryka»: „Nie pamiętam już kto, może Awierincew, a może Arystoteles, powiedział: »Animalia omnia post coitum opressi sunt«, co znaczy »wszelkie stworzenie smuci się po spółkowaniu«, a ja stale jestem smutny i przed spółkowaniem, i po”.

Centralny utwór Jerofiejewa «Moskwa – Pietuszki» w żadnym fragmencie nie da się przełożyć na język interpretacji dyskursywnej. A przecież został stworzony przez jednego z „rosyjskich chłopców”, o których pisał ongiś ze zrozumieniem Fiodor Dostojewski... Jeszcze się tacy dobrze nie poznali w zadymionej spelunce, a już wszczynają pogwarki o kwestiach przedwiecznych: czy Bóg istnieje, dlaczego cierpią niewinne dziatki, a dusza, czy umiera, czy idzie do raju, a może do piekła przypominającego zakopconą łaźnię z pająkami po kątach?

U Jerofiejewa wygląda to następująco: „Tak. Więcej pić, mniej zakąszać. To lepsze lekarstwo na pychę i powierzchowny ateizm. Popatrzcie na czkającego bezbożnika: zdezorientowany, ponury, strapiony i obrzydliwy. A teraz odwróćcie się od niego ze splunięciem i popatrzcie na mnie, gdy zacznę czkać. Wierząc w przeznaczenie i nie sprzeciwiając mu się ani na chwilę – wierzę też w to, że On jest samą dobrocią; toteż i sam jestem dobry i świetlany. On jest dobry. Prowadzi mnie od cierpienia ku światłu. Od Moskwy ku Pietuszkom. Przez męczarnie na Dworcu Kurskim, przez katharsis w Kuczynie, przez marzenia w Kupawnie – ku światłości Pietuszek. Durch Leiden – Licht”.

„Przez cierpienie ku światłu” – wszystkie te wyrwane ze struktury poematu motywy dla jednych będą kiepskim żartem, dla innych błazeństwem albo nawet bluźnierstwem, wzmocnionym jeszcze przez kolejny fragment: „Co mógłbym jeszcze wypić, aby nie ugasić w sobie i tego porywu? Co mam wypić w imię Twoje? (...) jeśli dotrę dziś do Pietuszek cały i zdrowy, to stworzę koktajl, który można pić wobec Boga i ludzi bez poczucia wstydu. W obecności ludzi i w imię Boga. Nazwę go »Nurty Jordanu« albo »Gwiazda Betlejemska«”... A jednak w tej powieści wszystko brzmi jak należy. Nie tylko słynne przepisy na sporządzanie i spożywanie nalewek sentymentalnych, nie tylko światopoglądowe wyznanie bohatera, że nigdy nie widział Kremla, choć z tysiąc razy na gazie lub kacu przemierzał Moskwę wszerz i wzdłuż... Nie dziwimy się ani tym jego Aniołom, do których co chwila bezradnie zwraca się o pomoc krzywdzony przez partyjne sklepowe, ani nawet jego rozmowie z Najwyższym, w której trzeźwe do bólu pijaństwo bohatera zostaje przyrównane do stygmatów św. Teresy...

Dzielna eserówka

Książka «Dzieła prawie wszystkie» zawiera rzeczywiście wszystko, co spłynęło spod pióra Wieniczki i na trwałe zostanie w rosyjskiej kulturze. Prócz poematu «Moskwa – Pietuszki» do polskiej edycji, przygotowanej przed paru laty przez Andrzeja Drawicza, włączono najbardziej mroczny utwór Jerofiejewa dramat «Noc Walpurgi», spotęgowaną rosyjską wersję «Lotu nad kukułczym gniazdem» Kena Kesseya. Kto zechce, przeczyta tutaj tragedię w pięciu aktach «Fanny Kapłan», rzecz o dzielnej eserówce, co ongiś do Lenina strzelała... Jest tu jeszcze «Moja maleńka leniniana», wypisy co bardziej smakowitych kąsków z prywatnej i urzędowej korespondencji wodza rewolucji październikowej, a także z epistolograficznej spuścizny jego żony Nadieżdy Krupskiej, która w 1899 roku pisała do Marii Iljicznej, siostry Lenina: „A jednak mi żal, że nie jestem mężczyzną, bobym się dziesięć razy więcej łajdaczyła”...

Na czytelniczą uwagę zasługuje Jerofiejewowski «Wasilij Rozanow w oczach ekscentryka», filozoficzna opowieść o notorycznym samobójcy – nieudaczniku, który po otrzymaniu od przyjaciela dzieł wybranych Wasyla Rozanowa, jednego z najbardziej znanych rosyjskich myślicieli srebrnego wieku, z wahaniem postanawia przełożyć dzień i godzinę finalnej autodestrukcji: „Czy najpierw łyknąć cykuty, a potem poczytać? A może najpierw poczytać, a potem łyknąć cykuty? Nie, najpierw mimo wszystko poczytać, a potem łyknąć cykuty?”. Czytanie i wypisywanie fragmentów z dzieł Rozanowa jest w tej opowieści tym samym co gdzie indziej jazda do Pietuszek. Podobnie realny Jerofiejew podczas regularnego picia nigdy nie zapomniał o czytaniu, w ten sposób przestudiował Biblię, Homera, św. Bazylego Wielkiego i Augustyna z Hippony, Wergiliusza, Dostojewskiego, «Martwe dusze» Nikołaja Gogola i «Mistrza i Małgorzatę» Michaiła Bułhakowa, którego jednak nie polubił...

W trzech tysiącach słów literacki Wienia opowiada Rozanowowi o pokrętności dróg ludzkich w XX stuleciu – o Oświęcimiu, Ribbentropie i Norymberdze, o Dnieprogesie im. W.I. Lenina, o wymordowaniu rodziny carskiej w Jekaterynburgu, o Pawliku Morozowie zadźganym przez kułaka Daniłkę i o wszystkich pośmiertnych rehabilitacjach w ojczyźnie światowego proletariatu. Wykorzystuje również okazję, żeby pogadać ze starym mędrcem o kwestiach sentymentalnych („Kto nigdy nie płacze, ten nigdy nie ujrzy Chrystusa”, „Czy długo już żyjesz przyjacielu? To przecież bardzo niewiele, a od czasu ukrzyżowania minęło upłynęło zaledwie osiemdziesiąt takich miar”)... I konkluzja z rozmowy: „Gdyby mnie teraz zapytał: Czy czujesz, jak się twoja zatracona dusza po trosze teicyzuje? Odpowiedziałbym: Czuję. Teicyzuje się”.

* * *

Ostatnie piętnaście lat swego życia Wieniedikt Jerofiejew przeżył we względnej stabilizacji. W połowie lat siedemdziesiątych ożenił się, uzyskał nawet meldunek w Moskwie... W 1987 roku przyjął chrzest w tutejszym katolickim kościele św. Ludwika („steicyzował się”). Zmarł po trzech latach na raka krtani. Dziś już nie ulega najmniejszej wątpliwości, że jego sława prędko nie przeminie. Dowodem niechaj będzie ta polska edycja w znakomitych przekładach... Szkoda tylko, że bez filologicznego komentarza.

Wieniedikt Jerofiejew «Dzieła prawie wszystkie», wyb. i oprac. Andrzej Drawicz, przeł. Andrzej Drawicz, Katarzyna Krzyżewska, Irena Lewandowska, Eugenia Siemaszkiewicz, Natalia Woroszylska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000.